wtorek, 23 listopada 2010

"Those who cannot remember the past are condemned to repeat it."...

Tematycznie tą audycję można uznać za kontynuację z poprzedniego tygodnia. Znów przez eter przelała się ta sama rzeka smutku, przygnębienia i melancholii. Żeby tego było mało w audycji zagościła relacja z koncertu, o którym była mowa w zapowiedzi. A wcale taki wesoły i optymistyczny to on w mojej osobistej psychicznej percepcji nie był.

Playlista 16.11.2010 (Introspektywne spojrzenie w przeszłość)

1. Marillion - A Voice From The Past [Somewhere Else. 2007]
2. NAO - Wykres Lęku Z Placu Zabaw [Demo. 2007]
3. Obscure Sphinx - Echo Of Nihil [Unreleased. 2010]
4. Letters From Silence - Pockets Full Of Sand [Letters From Silence EP. 2010]
5. Tides From Nebula - Purr [Aura. 2009]
6. Gifts From Enola - Rearview [Gifts From Enola. 2010]
7. Crippled Black Phoenix - We Forgotten Who We Are [I, Vigilante. 2010]
8. No-Man - Things Change [Flowermouth. 1994]
9. Death Cab For Cutie - We Looked Like Giants [Transatlanticism. 2003]
10. A Perfect Circle - Passive [eMOTIVe. 2004]
11. Placebo - Special Needs [Sleeping With Ghosts. 2003]
12. Kidneythieves - Placebø [Zerøspace. 2002]
13. Antimatter - Dream [Lights Out. 2003]

Audycję otworzył utwór zdobywającego coraz większą popularność w audycji zespołu Marillion. Tytuł miał już od samego początku wprowadzić słuchaczy w klimat Post Scriptum. Kolejnej zaangażowanej emocjonalnie odsłony. Jednakże zanim z głośników wystrzeliła kanonada z potężnych emocjonalnych dział, w audycji pojawiła się krótka relacja z koncertu w warszawskiej Progresji i podobnie jak w sobotę, również w audycji zagościły 4 zespoły, które zagrały na dużej scenie tego muzycznego klubu.
Pierwsza pojawiła się formacja NAO. Zespół jest na etapie nagrywania debiutanckiego albumu długogrającego, wiec koncert był doskonałą szansą do zakomunikowania tego faktu wielu ludziom jeszcze nie znającym muzyki tej grupy, która oscyluje wokół szeroko pojętego rocku eksperymentalnego. Co do samego koncertu to na pewno mogę pochwalić dobre nagłośnienie i wysunięty trochę do przodu wokal Edyty Glińskiej, która mogła w ten sposób mocniej zaprezentować swe wokalne możliwości wspomaganymi elektronicznymi efektami z pewnej tajemniczej puszeczki. Sam koncert odbieram bardzo ciepło i wydaje mi się, że wypadł on lepiej niż majowy koncert przed Crippled Black Phoenix.
następnie po krótkiej przerwie na scenie pojawił się Obscure Sphinx. Od samego początku uderzyły mnie 3 rzeczy - 8-strunowa gitara, 6-strunowy bas i bardzo agresywny sceniczny image wokalistki, która ochrzczona jest pseudonimem Wielebna. I muszę powiedzieć, że na scenie wyprawiała iście szamańskie rytuały, będąc związana bandażami na rękach, które ograniczały nieco ruchy wiła się i wykonywała sceniczny taniec co i raz krzycząc i wrzeszcząc niemiłosiernie do mikrofonu. W wolnej chwili też bawiła się samplerem. Przytłacza momentami ciężar tej muzyki - widać liczne inspiracje sludge metalowymi grupami. Najbardziej mi to wszystko przypominało post-metalową supergrupę Battle Of Mice, której wokalistką była podobnie niepokorna co Wielebna - Julie Christmas. Obscure Sphinx częstował nas swoimi dźwiękami przez około pół godziny.
Po eksperymentach i metalowym walcu miejsce na scenie zwolniło się dla 2 niepozornych panów, którzy przynieśli ze sobą 2 gitary - akustyczną i elektryczną. mowa oczywiście o Wawrzyńcu Dąbrowskim i Michale Bąku - czyli duecie Letters From Silence. Był to też najkrótszy występ wieczoru - około 25 minut. Głównie akustyczne brzmienie uspokoiło nieco nastroje w sali Progresji, a kojące dźwięki wprawiły w nastrój zadumy, zamyślenia i zapomnienia o tym, gdzie się jest. Na prawdę podczas tego występu udało mi się odpłynąć.
Gwiazdą wieczoru był oczywiście przygotowujący się do wydania 2 płyty zespół Tides From Nebula. Widać to też było po gęstniejącym w pobliżu barierek tłumie. Niestety muzycy (związani zapewne umową) nie mogli ujawnić daty premiery drugiego krążka. Powiedzieli jedynie, ze wszystko jest już gotowe. Na koncercie pojawiły się oczywiści utwory z "Aury", ale tez znalazło się miejsce dla nowych utworów. Szczególnie zaciekawił mnie utwór na zakończenie koncertu, który Adam Waleszyński określił jako najdłuższy i najtrudniejszy do wykonania. Myślę, że na początku roku będziemy się już rozkoszować tymi dźwiękami płynącymi i z naszych głośników. A co do samego występu. Tides From Nebula nie gościło w Warszawie od roku, więc to był koncert powrotny kończący też trasę koncertową po Polsce. W międzyczasie przeprowadzili też trasę po Europie. Wzbogaceni o te doświadczenie cały czas się scenicznie rozwijają, a sceniczne aranżacje obfitują w ostry, tygrysi pazur, którego mam nadzieję na płycie nie zabraknie.
Samo wydarzenie oceniam bardzo pozytywnie. Miło patrzeć na Progresję, w której w jednym momencie znajduje się tylu ludzi chcących posłuchać eksperymentalnej muzyki rockowej. Duża w tym rola pewnie Tides From Nebula. Na usta ciśnie się myśl, że tak być powinno również na koncertach zagranicznych zespołów, które przyjeżdżają do naszego kraju nierzadko tłukąc się busami po naszych polskich, dziurawych drogach.
Ponadto w audycji zgodnie jej z tytułem i tematyką - patrzenie wstecz. Za siebie celem poznania życiowej mozaiki. Służyć do tego może nasze wewnętrzne wsteczne lusterko. I jako ilustrację tej metody posłużył utwór z ostatniej płyty zespołu Gifts From Enola, który zresztą wybija się ponad te krótkie i moim zdaniem rozczarowujące wydawnictwo.
Gwoździem Programu - fenomenalny "We Forgotten Who We Are". Jak pierwszy raz usłyszałem ten utwór podczas majowego koncertu Crippled Black Phoenix, to wiedziałem, że będzie to prawdziwy killer. I w istocie nim jest. W krótkim czasie urósł do rangi jednego z moich ulubionych kawałków Brytyjczyków, a sam tekst, który powstał pod kudłatą czupryną Joe Volka, w kontekście audycji jest jej ukoronowaniem. Ci którzy nie pamiętają o przeszłości są skazani na jej powtórzenie się. Jest to wielka mądrość życiowa, z której naukę powinien czerpać każdy. Bowiem człowiek, który nie wyciąga wniosków z przeszłości stoi przed możliwością powtórzenia tych samych błędów. W szerszym kontekście - ten utwór miał uzmysłowić słuchaczom, że nie wolno zapominać o przeszłości, a przede wszystkim się jej wypierać, bo zaprzeczając jej istnieniu - zaprzeczamy też sobie i swojej tożsamości.
Chwile później na wody Post Scriptum wypłynęła flotylla utworów, których ładunek emocjonalny byłby w stanie wysadzić nie jedną tamę.
Na sam początek "Things Change" opowiadające o odejściu kogoś bliskiego i zmianie wielu rzeczy w związku z tym. Chłodny i wyważony kawałek z spokojnie i wyraźnie wyśpiewanymi a właściwie wyrecytowanymi strofami tekstu przez Tima Bownessa.
Chwile potem bardziej żywiołowe dźwięki w utworze "We Looked Like Giants". Ale bardzo spokojna i momentami dystansująca wszystkie emocje końcówka jest też warta podkreślenia. Szczególnie styl, w którym są wyśpiewane ostatnie słowa utworu.
"Passive" z kolei to chyba najmocniejszy punkt ostatniej płyty A Perfect Circle. Zawsze urzekał mnie żywiołowość połączona ze smutkiem, który według mnie towarzyszy temu utworowi.
Na koniec zostawiłem "Dream" - bo każdy śni i marzy o czymś wyjątkowym.
A cytat na koniec ze "Special Needs". Ogromny sentyment czuj do tego kawałka. Przypominają mi się wczesne, licealne czasy i momenty, w których go namiętnie i z pełnym zaangażowaniem słuchałem. Niektóre piosenki nigdy się nie zestarzeją:
"Remember me when you're the one you'd always dreamed
Remember me whenever noses start to bleed
Remember me, special needs."
by Placebo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz