wtorek, 26 kwietnia 2011

2nd Birthday!

Jak ten czas szybko leci. Post Scriptum w dzisiejszej audycji będzie obchodzić już 2 urodziny!
Podobnie jak przed rokiem urodzinowa audycja przebiegnie pod dyktando utworów już kiedyś zaprezentowanych. Tylko raz w roku udzielam dyspensy od zasady nie powtarzania utworu (tej samej aranżacji) w Post Scriptum. Właśnie z okazji urodzin.
Szykuje się ciężka selekcja. Wybrane utwory z najlepszych moim zdaniem odsłon Post Scriptum z ostatniego roku. Sentymentalne wspominki i zmienne koleje losu na antenie.
Start o 21 tylko w Radiu Aktywnym.
Zapraszam serdecznie ;).

Remember all the thankless days...

Po wyczerpującym tygodniu usiadłem w ten ciepły wtorkowy wieczór przed mikrofonem i tak jak się mogłem spodziewać dość mocno się rozgadałem. Wszystko przez koncerty pełne wrażeń i relacje z tychże, które zajęły ponad połowę czasu audycji.

Playlista 19.04.2011 (Kwietniowy wysyp koncertowy)

1. Hammock - Kenotic [Kenotic. 2005]
2. Blackfield - On The Plane [Welcome To My DNA. 2011]
3. Blackfield - Zigota [Welcome To My DNA. 2011]
4. Blackfield - Dissolving With The Night [Welcome To My DNA. 2011]
5. Blackfield - Cloudy Now (Live) [Blackfield. 2004]
6. No-Man - Photographs In Black And White [Together We're Stranger. 2003]
7. Sands Of Sedna - A Serene Sky [ND. 2009 ]
8. God Is An Astronaut - Age Of The Fifth Sun [Age Of The Fifth Sun. 2010]
9. God Is An Astronaut - Forever Lost [All Is Violent, All Is Bright. 2005]
10. Youth Pictures Of Florence Henderson - He Can't Be Dead, I Got His Autograph Last Week [Youth Pictures Of Florence Henderson. 2010]

Dwie dekady historii Post-Rocka (1995: Part 2):
11. Ulan Bator - Cheetach Carnage [Ulan Bator. 1995]
12. Ulan Bator - Cerf-Volant [Ulan Bator. 1995]
13. Manta Ray - I Send To You My Blues [Manta Ray. 1995]
14. Manta Ray - Four Tears In Her Face [Manta Ray. 1995]


Tytułem Gwoździa Programu postanowiłem tym razem uhonorować kompozycję od innego projektu Stevena Wilsona - No-Man. Nieprzypadkowo wybrałem kawałek z płyty Together We're Stranger. jej tytuł coraz bardziej zaczyna mi pasować do otaczającej mnie rzeczywistości jak i jest to również mój ulubiony krążek w dyskografii Anglików.
W Norweskim kąciku muzycznym po raz kolejny sięgnąłem po Post-Rock. Youth Pictures Of Florence Henderson to założony w 2003 w Bodo muzyczny projekt studentów dziennikarstwa z ichniejszego uniwersytetu. Kompozycja, którą przedstawiłem w audycji urzekła mnie swoim pięknem, delikatnością i rzadko spotykaną sztuką umiejętnego połączenia wokali z muzyką, tak by wokal nie ginął wśród instrumentów i nie stawał się jednym z nich, a jednocześnie nie grał pierwszych skrzypiec i na równej płaszczyźnie z instrumentami budował emocjonalną piramidę. Równowaga i harmonia jest zachowana na optymalnym poziomie. Serdecznie polecam :).
Kącik historyczny stał się tym razem okazją do zaprezentowania twórczości dwóch europejskich zespołów, które w 1995 wydały swe debiutanckie albumy. Są to zespoły w dużej mierze zapomniane i niedocenione, więc i mogą się przez to egzotyczne. Fakt faktem ich muzyka nie należy do łatwych. Ulan Bator to projekt, którego korzenie sięgają Paryża i lat 80-tych, kiedy to Olivier Manchion i Amaury Cambuzat zaczęli grać razem. W 1993 powstał zespół, krótko potem zaadoptowali na studio nagraniowe porzuconą kopalnię kredy, w 1995 ukazała się płyta, która jest czystym eksperymentalnym rockiem.
Projekt Manta Ray powstał w 1992 roku w kraju raczej nie kojarzonym z chłodnym, Post-Rockowym brzmieniem - w Hiszpanii. Album wydany w 1995 roku stał się początkiem drogi na tron najważniejszego zespołu Post-Rockowego kraju pomarańczy i corridy. Hiszpanie podobnie jak Francuzi wykorzystują na debiutanckim krążku wokal, aczkolwiek w o wiele większym i śmiałym stopniu. W ich kawałkach można odnaleźć nawet elementy bluesa i folku. Jak przystało na zespół z gorącego kraju utwory są żwawe i żywe. Łatwiej do nich podejść niż do kompozycji Ulan Bator.

wtorek, 19 kwietnia 2011

One direction with no turning back...

Szykuje się kolejna gęsta audycja. Po obfitym koncertowym tygodniu w dzisiejszym Post Scriptum szereg relacji.
Na pierwszy rzut - czwartkowy koncert Blackfield.
Na drugi rzut - poniedziałkowy koncert God Is An Astronaut.
Oj działo się działo.
Szczegóły po 21 w Radiu Aktywnym.
Zapraszam serdecznie ;).

She wants to stay and talk all day...

Wrażeń po koncercie Archive było tak wiele, że aż pobiłem osobiste rekordy w długości wejść. Niemniej jednak i tak jest trudno w tak krótkim czasie streścić aż tyle emocji, które się nagromadziły w ten poniedziałkowy wieczór. Niestety musiałem przez to zrezygnować z jednego kawałka, a pod koniec był istny wyścig z czasem bym nie musiał rezygnować z kolejnego.
Słowem - bardzo rozgadana audycja ;).

Playlista 12.04.2011 (Post-Archive)

1. Clark - Talis [Totems Flare. 2009]
2. Archive - You Make Me Feel [Live At The Zenith. 2007]
3. Archive - The Feeling Of Losing Everything [Controlling Crowds - Part IV. 2009]
4. Archive - Controlling Crowds [Controlling Crowds. 2009]
5. RPWL - Stranger [The RPWL Experience. 2008]
6. Blackfield - Blackfield [Blackfield. 2004]
7. IAMX - Volatile Times [Volatile Times. 2011]
8. God Is An Astronaut - Shadows [God Is An Astronaut. 2008]
9. Neil On Impression - La Città Del Possibile [L'Oceano Delle Onde Che Restano Onde Per Sempre. 2008]
10. Jaga Jazzist - Bananfluer Overalt [One-Armed Bandit. 2010]

Dwie dekady historii Post-Rocka (1995: Part 1):
11. Seefeel - When Face Was Face [Succour. 1995]
12. Seefeel - Vex [Succour. 1995]
13. Bowery Electric - Out Of Phase [Bowery Electric. 1995]
14. Bowery Electric - Long Way Down [Bowery Electric. 1995]

Audycję otworzył jednak utwór, który przez kilka dni poprzedzających audycję krążył w mojej głowie i głośnikach bez przerwy. Mowa o "Talis" z rewelacyjnego krążka Totems Flare. To bez wątpienia najbardziej melancholijny kawałek na albumie. Nijako powiązany lirycznie z "Growls Garden" i reinterpretujący treści tam zawarte z wesołego do lekko dołującego tonu. Oczywiście nie może się przy tym obyć bez potężnych beat blastów, podciągania sampli czyli zabiegów dla Clarka charakterystycznych. Jednak to dopiero wokal wprowadzony tak szeroko na tej płycie wpływa najmocniej na nacechowanie emocjonalne tego utworu. Smutek wylewa się jak smoła z ust pana Chrisa Clarka.
Chwilę potem przyszła pora na główne danie audycji - relację z koncertu Archive w Sali Kongresowej. Wiele słów mi przychodzi do głowy by opisać ten deszczowy wieczór, ale wszystkie można spiąć w wyrażenie, którego wspólnym mianownikiem będą słowa magia, bajeczna atmosfera, piękne światła i poruszający dźwięk. Ciężko to opisać słowami. To należało po prostu zobaczyć na żywo. Koncert zaliczam do jednego z najlepszych, na których miałem okazję być. w swoim życiu.
Zapowiedzi koncertowe tyczyły się 3 wydarzeń, które miały mieć miejsce w Warszawie w ciągu najbliższych 7 dni. Pojawiła się jeszcze jedna przypominajka o koncercie Blackfield - 14 kwietnia, klub Progresja w Warszawie - ceny biletów w tym momencie 110 złotych. Na prawdę warto się wybrać, mimo że nowa płyta rozczarowuje. Mozę też dlatego zapowiedź ubarwiłem kawałkiem z debiutanckiej płyty Blackfield.
W sobotę 16 kwietnia w warszawskiej Stodole wystąpi natomiast wyraźnie lubiący nasz kraj Chris Corner - występujący w projekcie IAMX. Jego koncerty charakteryzuje to, że są wypełnione zabawą i zaskakują scenicznym image Chrisa więc jeśli ktoś chce się pobawić i zarazem popodziwiać Chrisa w niekonwencjonalnych strojach i makijażu to ten koncert jest pozycją obowiązkową. A co do kawałka, to tytułowy "Volatile Times" najbardziej do mnie przemówił z niestety również rozczarowującej nowej płyty IAMX.
Trzeci koncert, który zapowiedziałem to już 18 kwietnia i znowu warszawska Progresja. God Is An Astronaut supportowane przez warszawski skład Sands Of Sedna. Intensywny występ murowany. Bilety w cenie 40/50.
Norweski kącik muzyczny padł tym rzem znanego w świecie ze swojego eksperymentalnego brzmienia projektu Jaga Jazzist. Zespół obracając się wokół jazzu kombinuje mocno z różnymi innymi gatunkami wykorzystując przy tym instrumenty symfoniczne bok tych typowych w jazzie używanych. Popularność zdobyli głównie za sprawą płyty A Livingroom Hush , która w 2002 roku została uznany przez BBC za Najlepszy jazzowy album roku.
W kąciku historycznym rozpoczęliśmy podróż po roku 1995. Na początek 2 zespoły z 2 różnych krańców Post-Rocka. Seefeel to angielski projekt, który mocno romansuje z elektroniką. Ich płyta Succour to miks rockowych eksperymentów i elektronicznych sampli i loopów. Co ciekawe płyta ukazała się w wytwórni Warp Records - znanej brytyjskiej marki zajmującej się szeroko pojętą muzyka elektroniczną. Po przejściu do tej właśnie wytwórni brzmienie Seefeel stało się bardziej mroczne i abstrakcyjne przez co ich muzyka momentami nie jest łatwa w odbiorze. Mimo tego stali się jednym z ważniejszych zespołów z krańców rocka na brytyjskiej scenie muzycznej początku lat 90-tych.
Drugim zespołem, który chciałem zaprezentować w Dwóch dekadach historii Post-Rocka to amerykański zespół Bowery Electric i ich debiutancka płyta o tym samym tytule. Ich muzyka niesamowicie mi wpadła w ucho. Ciężar i mrok, niepokój i przestrzeń, która tłamsi, nieco drone'ingowe podejście do komponowania utworów i brzmienie mocno podszyte shoegaze'ingiem było miodem na me uszy podczas pierwszego przesłuchania. Coś jest w tej muzyce, że tak trafia. Pokazuje też, że Post-Rock z shoegaze'm często idzie w parze i nie jest to wynalazek kilku ostatnich lat. Schyłek panowania i świetności shoegaze'u około roku 1996 i formalne powstanie Post-Rocka w 1994 - to daty graniczne. Część nowych zespołów decydowała się mocno skorzystać z doświadczenia starszych kolegów grających shoegaze i wykorzystać niektóre patenty w swojej muzyce. Bowery Electric na debiucie wykorzystuje też damski wokal (też często spotykany u tuzów shoegaze'u) - to wisienka na torcie i świetne uzupełnienie gitarowego, niskiego brzmienia. Przyznam, że to jedno z moich większych kącikowych odkryć.
Cytat na koniec wędruje oczywiście - do Archive. Nie mogło być inaczej. Mocne i przekonywujące:
Link
"Your love is like no other
I want no other lover
Our love will be forever
You make me feel
You make me feel stronger"
by Danny Griffiths, Darius Keeler, Courage Umaigba of Archive.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Cause I'm scared of their controlling crowds, here they come...

Jeszcze nie mogę dojść do siebie po wczorajszym znakomitym koncercie Archive.
Oczywiście obszerna relacja zagości na falach Radia Aktywnego. Małe Post Scriptum do tego co się działo w Sali Kongresowej już po 21.
Poza tym w audycji sporo koncertowych zapowiedzi - również na ten tydzień, który jest obfity w różne wydarzenia.
Stałe kąciki - bez zmian.
Zapraszam serdecznie ;).

Here comes the blood...

Niestety nie udało mi się zrealizować w pełni założonego planu. Żeby się zmieścić w czasie dwóch godzin musiałem zrezygnować z ostatniego utworu. Ale z pewnością kiedyś się on pojawi bo tak jak w przyrodzie nic w Post Scriptum nie ginie.

Playlista 05.04.2011 (Audycja w kącikach skąpana)

1. Mogwai - Letters To The Metro [Hardcore Will Never Die, But You Will. 2011]
2. The White Birch - JD, Meet The Andromeda Strain [People Now Human Beings. 1998]
3. The White Birch - Beauty King [Star Is Just A Sun. 2002]
4. The Seven Mile Journey - Simplicity Has A Paradox [Notes For The Synthesis. 2011]
5. The Seven Mile Journey - The Engram Dichotomy [Notes For The Synthesis. 2011]
6. Gazpacho - Desert Flight [Tick Tock. 2009]
7. The White Birch - New Kingdom [Come Up For Air. 2005]
8. The White Birch - Small Hours [Come Up For Air. 2005]
9. Archive - Sane [Live At The Zenith. 2007]
10. Blackfield - Blood [Welcome To My DNA. 2011]

Dwie dekady historii Post-Rocka (1994: Part 3):
11. Disco Inferno - A Whole Wide World Ahead [D. I. Go Pop. 1994]
12. Disco Inferno - Footprints In Snow [D. I. Go Pop. 1994]
13. Tortoise - Spiderwebbed [Tortoise. 1994]

Audycję rozpocząłem kawałkiem, który już chodzi za mną od dłuższej chwili czyli od najbardziej melancholijnego w moim uznaniu utworu z ostatniej płyty Szkotów z Mogwai. Nie zauważyłem go podczas pierwszego przesłuchania. Wpadł mi w uchu dopiero po kolejnym. Urzekła mnie ta prosta, ale bardzo emocjonalna melodia. To smutny kawałek. Ale jeden z najpiękniejszej na Hardcore Will Never Die, But You Will.
Tak jak pisałem w zapowiedzi audycji kącików audycyjnych - jak to zwykle bywa na początku miesiąca - prawdziwy wysyp.
Zacznę może od Odkrycia miesiąca, które jest najbardziej znamienne dla pierwszej audycji w miesiącu. The White Birch to projekt założony w 1995 roku w Oslo przez trójkę muzyków. Przez 10 lat istnienia zespołu ich muzyka dość wyraźnie ewoluowała w stronę delikatnego i mocno nacechowanego emocjami brzmienia, które przyprawiło im łatkę "norweskiego Sigur Rós". Jednak Norwedzy grają o wiele oszczędniej od swoich islandzkich znajomych. Wokalista Ola Fløttum śpiewa, a właściwie melorecytuje też głównie w języku Wysp Brytyjskich, a nie swoim narodowym jak jest w przypadku Sigur Rós. Ważną cechą muzyki Norwegów jest też wykorzystanie klawiszy (bardzo szerokie) i spokojne, czasami bardzo proste melodie. Do audycji wybrałem akurat kawałki nietypowe - np w Beauty King wyróżnia się wyraźny, motoryczny, perkusyjny rytm, którego zwykle kawałki The White Birch są pozbawione. Niemniej jednak szczerze polecam muzykę "Białej brzozy" - 4 długograje i 1 EPka to dość sporo materiału. Mnie najbardziej się podobają 2 ostatnie albumy.
W Norweskim kąciku muzycznym - jeden z najbardziej znanych norweskich zespołów - Gazpacho. Piękne artystyczno-rockowe pejzaże i dawkowane z dużą precyzją emocje. I kolejny raz w tej audycji - utwór nietypowy - niezwykle mi przypominający wokalnie i instrumentalnie wytwory myśli Matta Bellamy'ego i jego Muse. Jednakże w 2 części utworu ten charakterystyczny dźwięk ustępuje miejsca bardziej klimatycznej wstawce. Płyta Tick Tock to jedna z jaśniejszych pozycji w dyskografii Norwegów - koncepcyjny album osadzony w realiach 1935 roku i wypadku lotniczego, w którym na pustyni rozbił się znany pisarz i lotnik - Antoine de Saint-Exupery. Swe przeżycia związane z wyprawą do Sajgonu i tym wypadkiem opisał w książce, która stała się bazą dla płyty Gazpacho.
W trzecim kaciku tej audycji - tradycyjnym historycznym, ostatnia część rozważań na temat roku 1994. Disco Inferno wydało w tym roku bodaj swój najsłynniejszy album. Album przesycony elektroniką, dziwnymi odgłosami tła (których jest pełno), przez co płyta zyskuje niezwykle bliskiego, realnego dźwięku. Wyciąga nas na miasto w świat odgłosów, które słyszymy co dzień. To one budują tło do tego co wyprawia zespół na pierwszym planie. Udało się tez zmieścić fragment płyty Tortoise - debiutu zespołu o tej samej nazwie, który nie raz się jeszcze pojawi w audycji w kąciku "Dwie Dekady Historii Post-Rocka". Kawałek 'Spiderwebbed" otula nas spokojnym, nieco chłodnym, hipnotyczny, brzmieniem, które może wprowadzić w trans, a nawet sen. Oparty na repetycjach i prostym rytmie kawałek to przykład tego, w którą stronę podążą niektóre zespoły wiele lat później.
Gwoździem Programu uczyniłem tym razem The Seven Mile Journey z kawałkiem "Simplicity Has A Paradox" - tak przy okazji krótkiej recenzji nowej płyty Duńczyków. Całkiem niezła jest ta płyta - szczególnie od kawałka nr 3 - którym jest właśnie wspomniany Gwóźdź Programu. TSMJ stylu nie zmieniło. Nadal komponuje długie, epickie utwory oparte o perkusyjny rytm i pracę dwóch gitar. To muzyczne kolaże, historie o nietypowych tytułach i pierwszy album, w którym złamali zasadę 2-kolorowych okładek. Może chcieli tym pokazać, że patent się wyczerpał.
Na dokładkę - 2 zapowiedzi koncertowe. 11 kwietnia w Sali Kongresowej wystąpi Archive z kameralna orkiestrą l'Autunno. Zdecydowanie warto się wybrać choć bilety są praktycznie na wykończeniu. 3 dni później do warszawskiej Progresji zawita Steven Wilson i Aviv Geffen by jako Blackfield promować swoja najnowszą płytę - Welcome To My DNA.
Było tego naprawdę sporo - musicie przyznać.
A cytat na koniec - tym razem z "Pustynnego Lotu":
"Our hearts pound like devil drums
I don’t know how they don’t explode."
by Gazpacho.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Step by step, you're gonna make yourself feel better...

Zapowiada się naprawdę gęsta audycja. Początek miesiąca, który obfituje w wydarzenia sprawia, że w dzisiejszej audycji zagości parę koncertowych zapowiedzi na najbliższy czas.
Z racji początku kwietnia - obowiązkowe "Odkrycie Miesiąca" - dziś norweskie.
Kącik historyczny nadal pogrążony w rozważaniach 1994 roku, a prowadzący, czyli ja - zatroskany o to by na wszystko czasu starczyło.
Start o 21 jak zawsze w Radiu Aktywnym!
Zapraszam serdecznie ;).

Falling from the heavens like crystal feather...

Powróciłem do Post Scriptum przynosząc ze sobą do studia dużą porcję Post-Rocka. Z racji koncertu pojawiła się tez obowiązkowa relacja z koncertu Immanu El.

Playlista 29.03.2011 (Post in Post Scriptum is back)

1. September Malevolence - Destenies 'Ol Destinies [Surviving Destinies EP. 2004]
2. Immanu El - Hogamon One [Moen. 2009]
3. Immanu El - Hogamon Two [Moen. 2009]
4. Immanu El - Astral Days [They'll Come They Come. 2007]
5. Immanu El - Kosmonaut [They'll Come They Come. 2007)]
6. Nine Inch Nails - Beside You In Time [With Teeth. 2005]
7. The Evpatoria Report - Cosmic Call [Golevka. 2005]
8. Dorena - I Huset Jag Växte Upp [Holofon. 2009]
9. Flunk - Spring To Kingdom Come [Morning Star. 2004]

Dwie dekady historii Post-Rocka (1994: Part 2):
10. Bark Psychosis - Big Shot [Hex. 1994]
11. Laika - Sugar Daddy [Silver Apples Of The Moon. 1994]
12. Dirty Three - Better Go Home Now [Dirty Three. 1994]
13. Dirty Three - Dirty Equation [Dirty Three. 1994]

14. Ostinato - Annotation [Left Too Far Behind. 2004]

To ja zacznę może nietypowo - od Gwoździa Programu. Wybrałem tym razem epickie brzmienie szwajcarskiej kapeli The Evpatoria Report. Kosmiczna kompozycja dobrze pasuje do atmosfery post-koncertowego wspominania poprzedniego tygodnia i wizyty w Hydrozagadce. Sam występ - jak można by było się spodziewać rozpoczął się z 45 minutowym poślizgiem. Ale to akurat nie jest najważniejsze. Był to mój 3 koncert Immanu Ela i muszę stwierdzić, że był najlepszy. Idąc do Hydrozagadki trochę się bałem, bo rzadko mi się zdarza być 3 raz na koncercie tego samego zespołu. Bałem się spowszednienia. Bałem się też z innych powodów, bo Immanu El od pewnego czasu kojarzy mi się z pewną osobliwą traumą (trochę fatum się na bazie tego zbudowało). Więc był to nijako koncert na przełamanie. Odnoszę wrażenie, ze to przełamanie się udało. Dostałem od Szwedów 75 minut muzyki, 2 bisy (jak podkreślił sam zespół zdarza się to bardzo rzadko), 2 nowe kawałki z nadchodzącej płyty (które zwiastują naprawdę dobry album), która ma się ukazać jesienią i ma zawierać 8 zupełnie nowych kompozycji. Na żywo wywarły one na mnie bardzo dobre wrażenie. Co ciekawe jeden z zaprezentowanych utworów nie ma jeszcze tytułu i słów. Zespół ustami Claes Strängberga zaprosił nawet publiczność, żeby po koncercie podejść do stoiska z merchem i podzielić sięswoimi sugestiami i pomysłami. Setlista z koncertu też dla mnie osobiście była bardzo dobra - przekrojowo pokazywała twórczość Immanu Ela - "Under Your Wings I'll Hide" i "Astral Days" (świetne stroboskopy i o wiele bardziej agresywna aranżacja w porównaniu do nagrania studyjnego) z debiutanckiego albumu, "Tunnel" i "Agnes Days" z Moen, do tego dwa nowe kawałki, "Panda" na pierwszy bis i kilka innych utworów - nie mam prawa narzekać. Zespół też pokazał, że lubi do Polski przyjeżdżać i na pewno tu wróci na trasie promującej kolejny album. Publiczność też ciepło przyjęła muzyków. To co mi się zawsze podobało na koncertach Szwedów to atmosfera - intymna, bliska, romantyczna, kameralna. Bez barierek odgradzających muzyków. Bez tłoku i przepychanek - bo każdy ma miejsce by w spokoju kontemplować muzykę. Dźwięki tulą ciepło publiczność. Akcenty są dobrze wyważone. Napięcie poprawnie budowane i aranżacje - z pazurem wykonane. Czy warto się wybierać kolejny raz? Zdecydowanie tak. Najlepiej z drugą połówką - wrażenia zdublowane!
W Norweskim kąciku muzycznym wystąpiła znana na świecie elektroniczna formacja Flunk. Muszę przyznać, że zapomniałem o niej na długi czas i dopiero radiowa koleżanka mi o niej przypomniała jakiś czas temu. Stwierdziłem, że w otoczeniu takich spokojnych zespołów jak Immanu El i Bark Psychosis, Flunk będzie dobrym tematycznym (muzycznie) dopełnieniem audycji. Zespół powstał w Oslo w 2000 i tam rezyduje do dziś. Trip-Hop w ich wykonaniu jest mocno inspirowany osiągnięciami Massive Attack. Często też u Flunk słychać delikatny damski wokal. Generalnie jest to bardzo przyjemna propozycja z kraju Wikingów.
Zgodnie z zapowiedzią sprzed 2 tygodni Dwie dekady historii Post-Rocka rozpoczął utwór z płyty Hex. Po nim pojawiły się utwory zespołów, które również chciałbym wyróżnić na tle 1994 roku. Na początek - brytyjska Laika. Nazwa oczywiście jest inspirowana psem Łajką - pierwszego zwierzęcia w kosmosie. Ta założona przez byłych członków zespołu Moonshake formacja charakteryzowała się dość organicznym brzmieniem jak na zespół wykorzystujący w swojej muzyce tak potężną porcję elektroniki. Koncept pozostał ten sam - bajeczne damskie wokale i głównie elektroniczne kompozycje. Jednak wykorzystanie "żywej" perkusji, bębnów i sampli, które są dopełnieniem do żywego instrumentarium sprawiło, że słuchając Laiki mam wrażenie, że brzmienie tego zespołu jest autentyczne, nieco garażowe, momentami skoczne i żywe (polirytmiczny miks bitów). Muzyka wydaje się bardzo prosta, ale jest mocno teksturalna w istocie.
Drugim zespołem, który zagościł w kąciku było australijskie trio Dirty Three. Czy to trio jest wredne i brudne? Nie wiem. Fakt faktem ich muzyka jest momentami brudna i ciężka. Nie chodzi tu o mocno przesterowane gitary. Pierwsze skrzypce w zespole grają bowiem... skrzypce. Warren Ellis, który na skrzypcach wygrywa naprawdę karkołomne solówki (muzyk z klasycznym, wyższym wykształceniem) do spółki z Mickiem Turnerem (gitara) i Jimem Whitem (perkusja) w 1993 założył w Melbourne projekt, w którym wpływy folku są niemal tak silne jak Post-Rocka. Debiutancki album potwierdza to doskonale. O czym warto wspomnieć Ellis na 1 koncercie grupy przylepił do swoich skrzypiec gitarową przystawkę nadając swojemu instrumentowi, mocne, przesterowane brzmienie. Być może to właśnie to od brzmienia zespół przybrał nazwę Dirty Three - trójka muzyków grająca odbiegają1e od klasycznych, czystych dźwięki. Zespół szybko wrósł z scenę Melbourne i stał się inspiracją dla wielu Post-Rockowych zespołów, które masowo zaczęły powstawać kilka lat później.
Cytat na koniec wędruje do dawno nie słyszanego w audycji Trenta Reznora. Nie mogłem sobie odmówić przyjemności przyniesienia, któregoś z utworów pochodzących z płyty With Teeth, która dostałem w prezencie na urodziny. Wybór padł na przewrotne "Beside You In Time" - kawałek, który bardzo mi się podoba za sprawą samego brzmienia (spokojny początek, dojście do punktu kulminacyjnego stopniowo zwiększając napięcie i elektroniczna kanonada prowadząca do końca), jak i metaforycznego tekstu, w którego wgryzienie się i zrozumienie - nie jest wcale takie łatwe:
"Now that I've decided not to stay
I can feel me start to fade away
Everything is back where it belongs.
"
by Trent Reznor.