wtorek, 12 kwietnia 2011

Here comes the blood...

Niestety nie udało mi się zrealizować w pełni założonego planu. Żeby się zmieścić w czasie dwóch godzin musiałem zrezygnować z ostatniego utworu. Ale z pewnością kiedyś się on pojawi bo tak jak w przyrodzie nic w Post Scriptum nie ginie.

Playlista 05.04.2011 (Audycja w kącikach skąpana)

1. Mogwai - Letters To The Metro [Hardcore Will Never Die, But You Will. 2011]
2. The White Birch - JD, Meet The Andromeda Strain [People Now Human Beings. 1998]
3. The White Birch - Beauty King [Star Is Just A Sun. 2002]
4. The Seven Mile Journey - Simplicity Has A Paradox [Notes For The Synthesis. 2011]
5. The Seven Mile Journey - The Engram Dichotomy [Notes For The Synthesis. 2011]
6. Gazpacho - Desert Flight [Tick Tock. 2009]
7. The White Birch - New Kingdom [Come Up For Air. 2005]
8. The White Birch - Small Hours [Come Up For Air. 2005]
9. Archive - Sane [Live At The Zenith. 2007]
10. Blackfield - Blood [Welcome To My DNA. 2011]

Dwie dekady historii Post-Rocka (1994: Part 3):
11. Disco Inferno - A Whole Wide World Ahead [D. I. Go Pop. 1994]
12. Disco Inferno - Footprints In Snow [D. I. Go Pop. 1994]
13. Tortoise - Spiderwebbed [Tortoise. 1994]

Audycję rozpocząłem kawałkiem, który już chodzi za mną od dłuższej chwili czyli od najbardziej melancholijnego w moim uznaniu utworu z ostatniej płyty Szkotów z Mogwai. Nie zauważyłem go podczas pierwszego przesłuchania. Wpadł mi w uchu dopiero po kolejnym. Urzekła mnie ta prosta, ale bardzo emocjonalna melodia. To smutny kawałek. Ale jeden z najpiękniejszej na Hardcore Will Never Die, But You Will.
Tak jak pisałem w zapowiedzi audycji kącików audycyjnych - jak to zwykle bywa na początku miesiąca - prawdziwy wysyp.
Zacznę może od Odkrycia miesiąca, które jest najbardziej znamienne dla pierwszej audycji w miesiącu. The White Birch to projekt założony w 1995 roku w Oslo przez trójkę muzyków. Przez 10 lat istnienia zespołu ich muzyka dość wyraźnie ewoluowała w stronę delikatnego i mocno nacechowanego emocjami brzmienia, które przyprawiło im łatkę "norweskiego Sigur Rós". Jednak Norwedzy grają o wiele oszczędniej od swoich islandzkich znajomych. Wokalista Ola Fløttum śpiewa, a właściwie melorecytuje też głównie w języku Wysp Brytyjskich, a nie swoim narodowym jak jest w przypadku Sigur Rós. Ważną cechą muzyki Norwegów jest też wykorzystanie klawiszy (bardzo szerokie) i spokojne, czasami bardzo proste melodie. Do audycji wybrałem akurat kawałki nietypowe - np w Beauty King wyróżnia się wyraźny, motoryczny, perkusyjny rytm, którego zwykle kawałki The White Birch są pozbawione. Niemniej jednak szczerze polecam muzykę "Białej brzozy" - 4 długograje i 1 EPka to dość sporo materiału. Mnie najbardziej się podobają 2 ostatnie albumy.
W Norweskim kąciku muzycznym - jeden z najbardziej znanych norweskich zespołów - Gazpacho. Piękne artystyczno-rockowe pejzaże i dawkowane z dużą precyzją emocje. I kolejny raz w tej audycji - utwór nietypowy - niezwykle mi przypominający wokalnie i instrumentalnie wytwory myśli Matta Bellamy'ego i jego Muse. Jednakże w 2 części utworu ten charakterystyczny dźwięk ustępuje miejsca bardziej klimatycznej wstawce. Płyta Tick Tock to jedna z jaśniejszych pozycji w dyskografii Norwegów - koncepcyjny album osadzony w realiach 1935 roku i wypadku lotniczego, w którym na pustyni rozbił się znany pisarz i lotnik - Antoine de Saint-Exupery. Swe przeżycia związane z wyprawą do Sajgonu i tym wypadkiem opisał w książce, która stała się bazą dla płyty Gazpacho.
W trzecim kaciku tej audycji - tradycyjnym historycznym, ostatnia część rozważań na temat roku 1994. Disco Inferno wydało w tym roku bodaj swój najsłynniejszy album. Album przesycony elektroniką, dziwnymi odgłosami tła (których jest pełno), przez co płyta zyskuje niezwykle bliskiego, realnego dźwięku. Wyciąga nas na miasto w świat odgłosów, które słyszymy co dzień. To one budują tło do tego co wyprawia zespół na pierwszym planie. Udało się tez zmieścić fragment płyty Tortoise - debiutu zespołu o tej samej nazwie, który nie raz się jeszcze pojawi w audycji w kąciku "Dwie Dekady Historii Post-Rocka". Kawałek 'Spiderwebbed" otula nas spokojnym, nieco chłodnym, hipnotyczny, brzmieniem, które może wprowadzić w trans, a nawet sen. Oparty na repetycjach i prostym rytmie kawałek to przykład tego, w którą stronę podążą niektóre zespoły wiele lat później.
Gwoździem Programu uczyniłem tym razem The Seven Mile Journey z kawałkiem "Simplicity Has A Paradox" - tak przy okazji krótkiej recenzji nowej płyty Duńczyków. Całkiem niezła jest ta płyta - szczególnie od kawałka nr 3 - którym jest właśnie wspomniany Gwóźdź Programu. TSMJ stylu nie zmieniło. Nadal komponuje długie, epickie utwory oparte o perkusyjny rytm i pracę dwóch gitar. To muzyczne kolaże, historie o nietypowych tytułach i pierwszy album, w którym złamali zasadę 2-kolorowych okładek. Może chcieli tym pokazać, że patent się wyczerpał.
Na dokładkę - 2 zapowiedzi koncertowe. 11 kwietnia w Sali Kongresowej wystąpi Archive z kameralna orkiestrą l'Autunno. Zdecydowanie warto się wybrać choć bilety są praktycznie na wykończeniu. 3 dni później do warszawskiej Progresji zawita Steven Wilson i Aviv Geffen by jako Blackfield promować swoja najnowszą płytę - Welcome To My DNA.
Było tego naprawdę sporo - musicie przyznać.
A cytat na koniec - tym razem z "Pustynnego Lotu":
"Our hearts pound like devil drums
I don’t know how they don’t explode."
by Gazpacho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz